Sen nocy letniej
Znaleźliśmy się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie. Zdarza się. Czas uciekać. Kilku karków spostrzegło naszą obecność i najwyraźniej chcą nieco bliżej zapoznać nas ze swymi umięśnionymi pięściami. Musimy ich jednak rozczarować, pospiesznie kierując się w strone wyjścia. Zablokowali nam drzwi wejściowe więc kierujemy się w przeciwległą stronę magazynu, gdzie otwarte okno kusi perspektywą nieposiniaczonej twarzy. Jednemu z nas coś chyba strzeliło w nodze, gdyż po udanym przejściu do kolejnego pomieszczenia nasza liczebność zredukowała się o 1/3. No właśnie. Kolejne pomieszczenie ?! Mógłbym przysiąc, że po drugiej stronie okna powinienem znajdować się w jakiejś otwartej przestrzeni, ale nie ma czasu na zastanowienie. Po prostu biegne przed siebie licząc na to, że trafie na kolejny otwór umożliwiający ucieczke. Może strach, może ciemność, a jeszcze bardziej możliwe, że jedno i drugie, sprawiają, iż dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że po przedostaniu się do czegoś w rodzaju hangaru dla małych samolotów, zostałem zupełnie sam. Nie mam odwagi, by wracać i zbadać przyczyny takiego stanu rzeczy. Tak szybko jak tylko się stąd wydostane zadzwonie gdzie trzeba licząc na to, że nie skończy się tragicznie. Nagle, zupełnie niespodziewanie, do hangaru wbiega jakaś postać. To nie jest żaden z kumpli, ale chyba nie należy też do szajki naszych prześladowców. Chyba. Na wszelki wypadek biegne przed siebie, ale jestem poważnie zmęczony, a on wyraźnie szybszy. Już zaczynam odliczać sekundy jak powali mnie na ziemie i zrobi coś nieprzyjemnego, ale po prostu wyprzedza mnie i zamiast do wyjścia biegnie w kierunku zbiorników z benzyną. Nieco uspokojony zatrzymuje się i pytam co się dzieje, co to za ludzie tam w środku, i co właściwie chce zrobić, ale jest zbyt pochłonięty wkładaniem zmoczonych szmat do karnistrów czym daje wyraźną odpowiedź na przynajmniej jedną z moich wątpliwości. Nie mam zamiaru czekać na rozwój wydarzeń, po prostu wybiegam z tego okropnego miejsca i w końcu dane jest mi zaznać nieco chłodnego, ale jednak świeżego powietrza. Już kilkaset metrów za magazynami, uspokojony nieobecnością jakiegokolwiek intruza, zwalniam kroku. Próbuje zebrać myśli, i ustalić wersje jaką przekaże dzwoniąc na policje, gdy za moimi plecami rozległ się potężny wybuch niemal rozsadzając od środka hangar i jego zabudowe. Nie mija kilka sekund, gdy z fali ognia wybiega prawdopodobny inicjator całego zajścia. Nie myle się. Dostrzegam, ogień w dolnej części jego kurtki i krzycze, by jak najszybciej ją z siebie zdjął, ale jest już za późno. W jednej chwili zamienia się w żywą pochodnię, i rzuca sobą na ziemię, próbując ugasić ogień. Szybko dobiegam do niego, zrzucam z siebie kurtke i zaczynam uderzać gdzie popadnie, gasząc w końcu ogień, ale stan tego kogoś jest już bardzo poważny. Cały czas mówie do niego licząc na jakąś reakcję, ale zdaje się być w najlepszym razie nieprzytomny. Z jego przypalonej twarzy odklejam całkiem długie włosy, które od samego początku uniemożliwiały mi rozpoznanie. Adrenalina i pobudzenie związane z tym wszystkim zmienia się w niepojęty szok i przerażenie, kiedy w leżącym na chodniku, spieczonym kawałku ludzkiego mięsa rozpoznaje... samego siebie ?!?!