Down in a hole...
Jak słusznie w swej ostatniej notce zauważa BanShee: "czy dyskoteka czy koncercik czy cokolwiek podobnego, wszystko ma na celu ruchańsko". Amen ! Ja nawet posunąłbym się dalej i powiedział, że w bliższej lub dalszej perspektywie każda nasza aktywność ma na celu właśnie to, i tylko to (tzn. jest jeszcze mamona, ale dzisiaj nie mam zamiaru rozstrzygać sporu czy świat kręci się wokół kasy czy wokół dupy przyp. egzystencjalista) co może nie jest najbardziej szlachetne, ale tak to już czasem bywa. Zwłaszcza teraz, kiedy nadciąga wiosna (krajobraz za oknem jakby temu przeczy, ale to zapewne chwilowe niedomaganie), ptaszki ćwierkają (a nie śpiewają !!!), Reds się otwiera, że o Żywcach i Tyskich nie wspomne, i każdy chłopiec, i każda dziewczyna pragnie wzbogacić swe życie intymne, i nadać swej szarej, i smutnej egzystencji nieco kolorytu. Zapragnąłem i ja. Jakby na przekór mojego ubioru outsidera, kieszeni pustej niczym (który to raz o tym powtarzam ?) konto NFZ, cery niczym u jakiegoś nastoletniego onanisty i fryzury niczym z lat 60 tych, przychylność płci pięknej w tzw. realu (no bo w sieci to przecież od zawsze, prawda ? ) zdaje się być większa niż kiedykolwiek. Sam nie wiem czy to kwestia mojej nieprzeciętnej osobowości i nieprzeniknionej głębi wewnętrznej czy raczej ogromna posucha na rynku "pięknych dwudziestodwuletnich", ale dochodze do wniosku, że kluczem jest dystans do własnej osoby, pewność siebie i cokolwiek inwencji, by wejść w bliższe kontakty z zupełnie atrakcyjnymi przedstawicielkami rasy samicznej (seksizm zamierzony). Postanowiłem więc wykorzystać swoje 5 minut i mówiąc oględnie bawie się całkiem nieźle. Wyrzutów sumienia brak, gdyż wszystko odbywa się za porozumieniem obu stron, a to, że jakby mało w tym wszystkim uczucia i uniesień strikte duchowych to raczej dowód na to, że nie można mieć wszystkiego, niźli jakiś poważny problem uprzykrzający mi codzienność. Z drugiej jednak strony moja krytyczna natura znowu daje znać o sobie, i podpowiada, że skoro teraz samopoczucie u mnie w sferach cokolwiek wysokich to znaczyć to może tyle, że tak naprawde wcześniejsze doły, stany przygnębienia i zobojętnienia wobec świata, były motywowane niczym więcej niż niezaspokojoną chcicą. Troche smutne. Znaczy się że, jestem pusty ? Coś zapewne jest na rzeczy, ale z drugiej strony mimo tego, że proces ewolucji zdaje się nieustannie zachodzić to w gruncie rzeczy wszyscy przecież jesteśmy z jednego drzewa, i dążymy do tego samego, a to, że w troszke odmienny sposób to już raczej kwestia indywidualnej estetyki, ewentualnie pochodzenia, jednak tak czy siak temat główny zmienia się jakby wcale. Banalną konkluzją, iż wszyscy jesteśmy braćmi/siostrami pragnąłbym zakończyć dzisiejszy wykład o seksowaniu, który co prawda nie rzucił nowego światła na owe zagadnienie (bo i rzucać nie miał zamiaru), ale zawsze może on służyć za swoisty przerywnik w moich dość jednostajnych i monotonych wywodach, a także ciekawy precedens w kontestatorskiej tfurczości. Buzi !