• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

kontestator

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
30 31 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 01 02 03

Kategorie postów

  • kino-muzyka-sport (1)
  • ulubione (12)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Luty 2024
  • Styczeń 2024
  • Listopad 2010
  • Październik 2010
  • Kwiecień 2010
  • Grudzień 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003
  • Sierpień 2003
  • Lipiec 2003
  • Czerwiec 2003
  • Maj 2003
  • Kwiecień 2003
  • Marzec 2003
  • Styczeń 2003
  • Grudzień 2002

Archiwum listopad 2006

To be or kurwa not to

 

 

Jako, że ciągle jeszcze nie mam własnego programu radiowego, (że o telewizyjnym nie wspomne) chciałbym w tym jedynym udostępnionym mi medium złożyć najserdeczniejsze podziekowania Panu Markowi Koterskiemu, za bardzo przekonywujące (i świetnie zagrane, moją skomplikowaną osobowość nieco lepiej oddał Andrzej Chyra, ale to pewnie przez występowanie w scenach bardziej dla mnie współczesnych) nakręcenie opowieści o moim życiu. Jako, że nie lubie być wtórnym postanowilem, że od dzisiaj zaczne poważnie pracować nad zmianami w swoim scenariuszu, bo ciąg dalszy tego, który pisałem do tej pory został mi już dość dosadnie przekazany. A już myślałem, że w tym roku nie zobacze w kinie niczego wartościowego.

 

 

22 listopada 2006   Komentarze (3)

Sen nocy letniej

 

Znaleźliśmy się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie. Zdarza się. Czas uciekać. Kilku karków spostrzegło naszą obecność i najwyraźniej chcą nieco bliżej zapoznać nas ze swymi umięśnionymi pięściami. Musimy ich jednak rozczarować, pospiesznie kierując się w strone wyjścia. Zablokowali nam drzwi wejściowe więc kierujemy się w przeciwległą stronę magazynu, gdzie otwarte okno kusi perspektywą nieposiniaczonej twarzy. Jednemu z nas coś chyba strzeliło w nodze, gdyż po udanym przejściu do kolejnego pomieszczenia nasza liczebność zredukowała się o 1/3. No właśnie. Kolejne pomieszczenie ?! Mógłbym przysiąc, że po drugiej stronie okna powinienem znajdować się w jakiejś otwartej przestrzeni, ale nie ma czasu na zastanowienie. Po prostu biegne przed siebie licząc na to, że trafie na kolejny otwór umożliwiający ucieczke. Może strach, może ciemność, a jeszcze bardziej możliwe, że jedno i drugie, sprawiają, iż dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że po przedostaniu się do czegoś w rodzaju hangaru dla małych samolotów, zostałem zupełnie sam. Nie mam odwagi, by wracać i zbadać przyczyny takiego stanu rzeczy. Tak szybko jak tylko się stąd wydostane zadzwonie gdzie trzeba licząc na to, że nie skończy się tragicznie. Nagle, zupełnie niespodziewanie, do hangaru wbiega jakaś postać. To nie jest żaden z kumpli, ale chyba  nie należy też do szajki naszych prześladowców. Chyba. Na wszelki wypadek biegne przed siebie, ale jestem poważnie zmęczony, a on wyraźnie szybszy. Już zaczynam odliczać sekundy jak powali mnie na ziemie i zrobi coś nieprzyjemnego, ale po prostu wyprzedza mnie i zamiast do wyjścia biegnie w kierunku zbiorników z benzyną. Nieco uspokojony zatrzymuje się i pytam co się dzieje, co to za ludzie tam w środku, i co właściwie chce zrobić, ale jest zbyt pochłonięty wkładaniem zmoczonych szmat do karnistrów czym daje wyraźną odpowiedź na przynajmniej jedną z moich wątpliwości. Nie mam zamiaru czekać na rozwój wydarzeń, po prostu wybiegam z tego okropnego miejsca i w końcu dane jest mi zaznać nieco chłodnego, ale jednak świeżego powietrza. Już kilkaset metrów za magazynami, uspokojony nieobecnością jakiegokolwiek intruza, zwalniam kroku. Próbuje zebrać myśli, i ustalić wersje jaką przekaże dzwoniąc na policje, gdy za moimi plecami rozległ się potężny wybuch niemal rozsadzając od środka hangar i jego zabudowe. Nie mija kilka sekund, gdy z fali ognia wybiega prawdopodobny inicjator całego zajścia. Nie myle się. Dostrzegam, ogień w dolnej części jego kurtki i krzycze, by jak najszybciej ją z siebie zdjął, ale jest już za późno. W jednej chwili zamienia się w żywą pochodnię, i rzuca sobą na ziemię, próbując ugasić ogień. Szybko dobiegam do niego, zrzucam z siebie kurtke i zaczynam uderzać gdzie popadnie, gasząc w końcu ogień, ale stan tego kogoś jest już bardzo poważny. Cały czas mówie do niego licząc na jakąś reakcję, ale zdaje się być w najlepszym razie nieprzytomny. Z jego przypalonej twarzy odklejam całkiem długie włosy, które od samego początku uniemożliwiały mi rozpoznanie. Adrenalina i pobudzenie związane z tym wszystkim  zmienia się w niepojęty szok i przerażenie, kiedy w leżącym na chodniku, spieczonym kawałku ludzkiego mięsa rozpoznaje... samego siebie ?!?!

 

15 listopada 2006   Komentarze (12)

Budzik

 

Ten poranek, był dla K. jeszcze trudniejszy niż wcześniejsze. Jesienne kapkapkap za oknem sprawiło, że moment od pierwszego otwarcia ślepiów do pełnego niechęci i grymasu na twarzy stanięcia na dwóch nogach, przedłużył się ze standardowego kwadransa do prawie 2 godzin. Dzieciaki w szkole ominął przez to kolejny fascynujący dzień z młodym praktykantem, który rozpoczął nowy tydzień od nasłuchania się przez słuchawkę o "nieodpowiedzialnym podejściu do zawodu" i "postawy wymagającej konsultacji z panią dyrektor"  Zapachniało młodością i wczesnolicealną frustracją, ale brzdęk (przyznaję, że nie nazbyt donośny) w kieszeniach i rzut oka w lustro uspokoił, iż przynajmniej w sferach finsnsowo-dermatologicznych pozostał w 2006. Nie było już sensu spieszyć się na jedną godzine niezapomnianej lekcji, więc postanowił wrócić do łóżka na kolejną godzinkę, która niewiedzieć czemu przeciągnąła się do 3, co sprawiło, iż także na zajęcia dotarł cokolwiek opóźniony. I kompletnie przemoczony, po tym jak zupełnie niespodziewanie został potraktowany prawie niagarą wydobywającą sie spod kół tira wjeżdżającego w zatopioną koleine wodną. "JA PIERDOLĘ !" - wyartykuował prawie grzecznie swe niezadowolenie, skazując się na mocno niesympatyczne spojrzenie młodej mamy, której dwójka nie mniej niesympatycznych pociech mogła poszerzyć swój słownik, o kolejny niezbędny termin używany w sytuacjach niekomfortowych. Później w zatłoczonym autobusie, omal nie został zlinczowany przez dwóch bliżej nieokreślonych czterdziestolatków, którym nie przeszkadza ich kilkudniowy zarost, brudne włosy, i śmierdzące ciuchy, ale młodzieniec, który zbyt głośno używał swego odtwarzacza dla muzyki mocno rockowej to i owszem. Aż go korciło, by potraktować ich po prezydencku (spieprzaj dziadu !), ale nienajlepsza tego dnia forma fizyczna, nie dawała pewności co do tego, czy w razie konfrontacji zdołałby bohatersko, i z klasą spierdolić na bezpieczną odległość. Posłusznie sciszył więc empegrajka, i niczym gepard wskoczył na zwalniające się właśnie miejsce dla niepełnosprawnych, nic sobie nie robiąc z pełnych pretensji i nienawiści spojrzeń istot "bardziej potrzebujących". W samym kolegium poszło już gładko ; dostało mu się tylko za mało reprezentatywny wygląd i brak materiałów do nauki, zaś w drodze powrotnej był świadkiem pełnej życzliwości i kulturalnych przymiotników rozmowy małżeńskiej, której finał dla kogoś z pary niewątpliwie skończy się w jakimś specjalnym zakładzie ambulatoryjnym. Dla ułatwienia i rozjaśnienia sytuacji dodam, że płeć brzydsza zdaje się na dodatek słabnąć. Swojsko, prawda ?!

 

06 listopada 2006   Komentarze (9)

Papieroch

 

 

To, że nigdy w życiu nie będe palił było kiedyś dla mnie równie oczywiste, jak to, że nigdy nie sprawie sobie telefonu komórkowego i będe mieszkał z mamą do 40stki. No, ale Świat idzie do przodu, tylko świnia nie zmienia poglądów, trzeba iść z duchem czasu, a toczący się kamień nie porasta mchem. I tak jak trudno mi dziś sobie wyobrazić egzystencje bez codziennego brzęczenia tego skomplikowanego ustrojstwa, czy uświadomić sobie, że rodzicielka wróci z Wysp i zakłóci mój spokój kawalera, żyjącego zupełnie samemu w całkiem przestronnym i wygodnym m3, tak i papieros wszedł do codziennego menu nieodzownych doświadczeń. Na początku był okazyjnym dodatkiem do piwka, albo czegoś mocniejszego, później coraz częstszym sposobem na rozładowanie napięć przedegzaminacyjnych, tudzież seksualnych (po swoim pierwszym razie z niepolką postanowiłem uczcić ten moment dymkiem, no i wyszło tak sobie, kiedy bułgarska koleżanka z baru musiała obserwować K. duszącego się własnym kaszlem, pierwsze koty za płoty chciałoby się powiedzieć), aż wreszcie stało się faktem, że tygodniowo wypalam przynajmniej 2 paczki. Rozwrzeszczone dzieciaki, znerwicowane dziewczyny i smutni chłopcy sprawiają, iż bez porannego prysznica, ćibo z mlekiem i niebieskiego elema strasznie trudno jest znaleźć motywacje i chęć do tego, by w ogóle podnosić się z łóżka. Aż sam się zastanawiam, ileż to interesujących dyskusji, nowych znajomości i doświadczenia kompletnego rozluźnienia od stóp do głów dane by mi było przeżyć, gdybym tylko zdecydował się przejść na dymiącą stronę mocy wcześniej niż w wieku 24 lat. I nie piszcie mi prosze o śmierdzących ubraniach, brzydkim zapachu z ust, żółtych zębach, czy przedwczesnej śmierci na jakąś straszną chorobę. Ta notka to taki maleńki trybut dla jakże niemodnego i wzbudzającego w coraz szerszych kręgach, coraz więcej obrzydzenia nałogu. Fajnie tak sobie popisać o pierdołach.

 

 

04 listopada 2006   Komentarze (11)
Kontestator | Blogi