Budzik
Ten poranek, był dla K. jeszcze trudniejszy niż wcześniejsze. Jesienne kapkapkap za oknem sprawiło, że moment od pierwszego otwarcia ślepiów do pełnego niechęci i grymasu na twarzy stanięcia na dwóch nogach, przedłużył się ze standardowego kwadransa do prawie 2 godzin. Dzieciaki w szkole ominął przez to kolejny fascynujący dzień z młodym praktykantem, który rozpoczął nowy tydzień od nasłuchania się przez słuchawkę o "nieodpowiedzialnym podejściu do zawodu" i "postawy wymagającej konsultacji z panią dyrektor" Zapachniało młodością i wczesnolicealną frustracją, ale brzdęk (przyznaję, że nie nazbyt donośny) w kieszeniach i rzut oka w lustro uspokoił, iż przynajmniej w sferach finsnsowo-dermatologicznych pozostał w 2006. Nie było już sensu spieszyć się na jedną godzine niezapomnianej lekcji, więc postanowił wrócić do łóżka na kolejną godzinkę, która niewiedzieć czemu przeciągnąła się do 3, co sprawiło, iż także na zajęcia dotarł cokolwiek opóźniony. I kompletnie przemoczony, po tym jak zupełnie niespodziewanie został potraktowany prawie niagarą wydobywającą sie spod kół tira wjeżdżającego w zatopioną koleine wodną. "JA PIERDOLĘ !" - wyartykuował prawie grzecznie swe niezadowolenie, skazując się na mocno niesympatyczne spojrzenie młodej mamy, której dwójka nie mniej niesympatycznych pociech mogła poszerzyć swój słownik, o kolejny niezbędny termin używany w sytuacjach niekomfortowych. Później w zatłoczonym autobusie, omal nie został zlinczowany przez dwóch bliżej nieokreślonych czterdziestolatków, którym nie przeszkadza ich kilkudniowy zarost, brudne włosy, i śmierdzące ciuchy, ale młodzieniec, który zbyt głośno używał swego odtwarzacza dla muzyki mocno rockowej to i owszem. Aż go korciło, by potraktować ich po prezydencku (spieprzaj dziadu !), ale nienajlepsza tego dnia forma fizyczna, nie dawała pewności co do tego, czy w razie konfrontacji zdołałby bohatersko, i z klasą spierdolić na bezpieczną odległość. Posłusznie sciszył więc empegrajka, i niczym gepard wskoczył na zwalniające się właśnie miejsce dla niepełnosprawnych, nic sobie nie robiąc z pełnych pretensji i nienawiści spojrzeń istot "bardziej potrzebujących". W samym kolegium poszło już gładko ; dostało mu się tylko za mało reprezentatywny wygląd i brak materiałów do nauki, zaś w drodze powrotnej był świadkiem pełnej życzliwości i kulturalnych przymiotników rozmowy małżeńskiej, której finał dla kogoś z pary niewątpliwie skończy się w jakimś specjalnym zakładzie ambulatoryjnym. Dla ułatwienia i rozjaśnienia sytuacji dodam, że płeć brzydsza zdaje się na dodatek słabnąć. Swojsko, prawda ?!
brak tylko wymiętoszonego kanta w nogawce.
racja, słabnie.
pozdrawiam.
Dodaj komentarz