Jakby przypadkiem kogoś interesowało co myśle o rodakach w UK...
Aby ukrócić wszelkie dywagacje chciałem już na wstępie zaznaczyć, iż spotkałem również sporo osób, które przyjechały tu w celu rozwoju zawodowego, nauki języka, poszerzenia wiedzy o tym najlepszym ze Światów, czy wreszcie zarobić na jakiś szczytny cel tj. operacja członka rodziny, studia w Polsce czy choćby działka w Bieszczadach, ale primo ; są to przypadki raczej nieczęste sequndo ; przypadki raczej jednoznacznie pozytywne i w gruncie rzeczy godne powielania, toteż w swej naturze nudne, oczywiste i niewarte głębszej analizy. Bo tak na dobrą sprawe większość rodaków na saksach to ludzie spaleni w ojczyźnie, by nie powiedzieć bardziej dosadnie... nieudacznicy ! Niemal zawsze opowiadający mniej lub bardziej prawdziwe historie o świetlanej przeszłości w Polsce, która niemal zawsze zakończyć się musiała z powodu jakiegoś niewytłumaczalnego i zupełnie od nich niezależnego incydentu. A to coś się spaliło, a to fiskus się doczepił, a to w okolicy otwarli nowy supermarket, a to urzędnicy okazali się kutasami i uniemożliwili rozwój firmy na miare Microsoftu i Google razem wziętych. W najlepszym razie po prostu politycy ich okradli, albo w ojczyźnie nie było klimatu do robienia czegokolwiek. O trudnym dziecństwie, niewiernych żonach, złośliwych szefach i traumatycznie oddziaływujących na psychike rodzicach nie wspomne. Liczba przypadków, w których oszukał kogoś wspólnik, albo drogówka chwyciła, akurat wtedy, gdy ten jeden jedyny raz wsiadło się do samochodu po kilku głębszych to temat na zupełnie osobną notkę, ale dający pojęcie o sposobie w jaki ci wszyscy ludzie pojmują świat ich otaczający. Polska to zły kraj, w której wszyscy pracują za 800 zł, gdzie każdy zazdrości im pozycji sprzątaczki, malarza, kierowcy, budowlańca, fabrykanta czy przedstawiciela każdego innego zawodu, w którym nie sposób przekroczyć najniższą brytyjską krajową o więcej niż 40 pensów za godzinę. Dają temu zresztą wyraz, utrudniając do maksimum życie każdemu nowoprzybyłemu, tłumacząc że wyspa jest za mała dla nas wszystkich. Zamknięci w swoistych gettach, każdy dzień spędzają w ten sam sposób i żyją sobie wg. jednego modelu tj. praca, chlanie, spanie, (za przeproszeniem) pierdolenie i zakupy. Te ostatnie często i gęsto przypominają dowcip o alkoholiku, kupującym 20 skrzynek czystej i jedną oranżade. Niesmaczne poczucie zenady wzbiera w człowieku, kiedy rodacy bez zmruzenia okiem wydaja małą fortune na wszelkiego rodzaju używki, po czym obracają po kilka razy każdego pensa, gdy przychodzi im kupić sobie jedzenie czy środki czystości (nie mówiąc już o wzajemnym wykradaniu sobie takowych przez współlokatorów). Bez względu na to jak bardzo każde z nich nie angażowało by się w prace po godzinach to i tak konczy sie pożyczaniem waluty od tej garstki zaradnych i zdolnych do odłożenia jakiejkolwiek sumy. Nierzadko kończy się też na nieoddaniu, ale nie czas i miejsce na analizowanie portfela autora powyższego wpisu. I czasem sam już nie wiem, czy to jest taki uniwersalny typ homosapiensa, czy może polska beznadzieja w której Ci ludzie wyrośli sprawiła, iż dach nad głową, opłacone rachunki i środki finansowe wystarczające do reguralnego imprezowania oraz sprawiania sobie - od czasu do czasu - modnego gadżetu są szczytem zawodowego spełnienia dla 90% moich rodaków. Jeżeli tak to trudno będzie mi uwierzyć, że to głównie najzacniejsi synowie (tudzież córy) tego kraju emigrują za lepszymi czasami. No, chyba że lepszych synów (córów ?!) ten padół nie posiada, ale powrót do kraju (Że nie wspomne o wczorajszym, absoutnie niezapomnianym przeżyciu na Stadionie Śląskim, gdzie Ebi i koledzy zrobili dobrze całemu Narodowi (a na pewno jego mniej urodziwej części) w sposób absolutnie spekatkularny ogrywając te przylizane frajerzyny z Barcelonów, Manchesterów i innych Benficów, i choć zdaje sobie sprawe, że 90% moich czytelników to Ci ładni Polacy, dla których zrozumienie przyjemności jaką można czerpać z futbolu jest równie abstrakcyjne jak uzmysłowienie sobie zdolności do sikania na stojąco, to i tak nie mogłem sobie odmówić przyjemności by o tym tutaj wspomnieć. Wzruszyłem się. Dziękuje.) czy choćby rzuta oka w lustro pozwala odetchnąć, że chyba nie jest tak tragicznie. Nie nazbyt toksycznie ?!