Jedenastego lutego pisałem, że jak nie odejdzie to zrobię coś czego wszyscy będziemy żałować. No i stało się ! Ciągle trzyma i wedle znaków na niebie i ziemi posiedzi do Wielkanocy. Jako człowiek honoru musiałem przedsięwziąć zdecydowane kroki, w celu spełnienia obietnicy. Nie wiem na ile wzbudzi to w czytelnikach poczucie żalu, ale jako człowiek wrażliwy przyzwyczajam się do każdego elementu mojej fizyczności, który jednocześnie kształtuje moje wnętrze, a co za tym idzie włosy na głowie. czy szeroko rozumiana fryzura są jednym z nich. Suma sumarum, z symbolu Boga Rocka, takiego w stylu wczesnego Eddiego Veddera (dla niewtajemniczonych wokalista Pearl Jamu) przeistoczyłem się w grzecznego lizusa społecznego, i od co poniektórych dostałem ohydną tymczasową (głęboko w to wierze) ksywę „Cieszyński” (ponoć przypominam, tzn. jestem brzydszy, ale mam podobną karnację, oczy, rysy twarzy i kurwa fryzurę, aby dowiedzieć się kto to w ogóle jest, musiałem obejrzeć „Taniec z Gwiazdami”, by z przerażeniem stwierdzić, że coś jest na rzeczy). Sam właściwie nie wiem co mnie do tego pchnęło. Powiem wam tylko, że tego rodzaju decyzji nie należy podejmować pod wpływem impulsu, no ale jak głoszą stare prawdy ludowe "Mądry Polak to i z pustego nie naleje" (albo coś w tym stylu). Tak sobię myśle, że to najprawdopodobniej syndrom zamkniętej sesji. W końcu nie codziennie zdarza się zdać 2 egzaminy ustne jednego dnia, do tego oba na 4, co więcej w obu przypadkach były to poprawki poprawek, więc ujmując to najdelikatniej jak potrafię ; miałem smród koło gaciów. No, ale zdałem i przynajmniej przez moment rzeczywistość prezentowała się zajebiście ! Dało mi to poczucie panowania nad losem i tego, że takiego dnia wszystko może obrócić się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, i trwać będzie długo, szczęśliwie... No wiadomo. Rozochocony przychylnością losu do wszystkiego, w co tego dnia się angażowałem, wszedłem do pierwszego lepszego zakładu fryzjerskiego, siadając na fotelu, nieomal rozkazującym tonem odpowiadając na do bólu wyżałowane „Jak tniemy ?”. „Tak żebym był ładny !” wycedziłem pewnie równie wyżałowaną w tego typu sytuacjach odpowiedź. Zamiast tradycyjnej w podobnych sytuacjach riposty o tym, że oni nie wykonują operacji plastycznych, albo żebym raczej skupił się na rozwijaniu swojego wnętrza, urocza praktykantka dwuznacznie się uśmiechnęła, dając przynajmniej chwilę nadziei, iż skłania ją do tego coś więcej niż sarkazm. Później były miłe złego początki. Właściwie to ośmielę się napisać, iż bardz, bardzo miłe. Właściwie to chyba najlepsza rzecz jaką można dostać dorzucając 5 zł do szeroko rozumianego pakietu podstawowego. Nie. Nie kanał Playboya w lokalnej kablówce, ani tym bardziej powiększanie Mc Zestawu czy inne niemoralne dolewki w Pizza Hut czy innym KFC. Mając na uwadze, że i tak nie zgadniecie, już spieszę z odpowiedzią. O mycie włosów mi chodzi ! Dawno temu myślałem sobie, że to takie babskie, i że lepiej zaoszczędzić piątaka wcześniejszym prysznicem i tym podobnymi, ale od kiedy miałem długie włosy (czyli od jakichś 3 lat), a przy tym gęste i trzeba się było w nie dokładnie wgłębić, to powiedzmy, że swoją opinię cokolwiek zweryfikowałem. To prawdopodobnie najprzyjemniejsze doznanie jakie można sobie kupić, a które nie jest związane z prostytucją, albo wizytą w salonie masażu (nie żebym korzystał). Aż się normalnie musiałem powstrzymywać żeby za bardzo nie ochać i achać podczas masażu czaszki i co za tym idzie nie zostać usuniętym z salonu za psychiczne molestowanie personelu. W takich chwilach poniekąd rozumiem przynajmniej część z tych dziwacznych procesów jakim poddają się metroseksualni „mężczyźni”, ale jeżeli komuś się wydaje, że stąd już tylko krok do robienia sobie depilacji, ondulacji, czy innych maseczek to może pozostać w tym niedorzecznym stanie jeszcze przez jakiś czas. No, ale jak wiadomo nic co dobre nie trwa wiecznie, i w ruch poszly nożyczki, maszynki i inne golarki. Najpewniej skończyłoby się na tradycyjnym „podcięciu i odświeżeniu”, gdyby nie wspomniany wcześniej impuls. Im bardziej podcinała, tym bardziej (oczyma wyobraźni) widziałem swoją przyszłość w różowych barwach, jako biznesmen, aktor, gwiazda sceny, albo przynajmniej polski model hydraulik na billboardach we Francji, czyli ktoś komu nie jest wzystko jedno w jakiej fryzurze przywita reszte Świata. Cudowny stan rozmarzenia trwał jeszcze krócej, niż dreszcze podniecenia przy spłukiwaniu szamponu. Ani się obejrzałem, a mentalnie mnie wykastrowano, zostając sam na sam z fryzurą bliską zapałki. Ze łzami w oczach wręczyłem swemu oprawcy banknot 20 złotowy, nerwowo narzucając płaszcz na swe barki. „Reszty nie trzeba.” – odparłem dumnie, i nie czekając na podziękowania pospiesznie skierowałem się ku drzwiom. Okazało się jednak, że trzeba było. Dopłacić dwa złote...