No i pupa ! Może nie tak ładna jak na blogu mrrs, ale zawsze. Nie zdałem ! Niby tylko z gramatyki, ale wystarczy jedno niezaliczenie, by niedopuścli mnie do ustnego więc jednocześnie oblałem też konwersacje co już teraz uczyniło wrzesień cholernie zajętym miesiącem. Pomyśleć, że tzw. efekt domino zapoczątkowała moja odwieczna skłonność do nieprzywiązywania wagi do szczegółów.
Haha, hihi
Siedząc sobie przy piwku w niedzielny wieczór na poprawiach u siostry najlepszego kumpla, tak sobie głośno myślałem, czy na drugi dzień to ja mam egzamin na 13 czy na 14 ( co miało dość duże znaczenie, gdyż ta druga opcja pozwalałaby na zostanie troszkę dłużej i spożycie o te kilka procentów więcej) ?! Z wrodzonym optymizmem przyjąłem, że to będzie ta druga opcja po czym chlupnąłem drinka i odśpiewałem pierwszą zwrotkę Brooklyńskiej Rady Żydów w improwizowanym konkursie karaoke w wersji akustyczna (ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu nie wygrałem). Noc upłynęła zatem radośnie, a poranek przywitał mnie lekkim kacykiem jednak później miało się okazać, że były to miłe złego początki, ale najpierw mała dygresja.
Jedną z (niewielu !) najpaskudniejszych cech mojego charakteru jest skłonność do spóźnień. Cecha, niewątpliwie ubarwiając życie jednakże niekoniecznie czyniąca go przyjemniejszym. Nie inaczej było tym razem, kiedy o 14 04 zjawiłem się w sali egzaminacyjnej i zdyszanym głosem wycedziłem :
Uff, uff
- Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie. Mogę jeszcze pisać ?! (pytanie wydało mi się retorycznym, gdyż sam nie wierzyłem w to, że kobieta będzie mi robić jakiekolwiek problemy z powodu głupich 240 sekund).
- Nie jestem pewna. Będzie Pan musiał zapytać dyrektora, ale czemu Pan jest tak późno ?!
- Autobus utknął w korku - zmyśliłem na poczekaniu.
- Przez godzinę ?!
Wtedy właśnie zrobiło mi się tak ciepło od wewnątrz, które to ciepło jest tak straszliwie znamienne, i które sprawia, że człowiekowi, aż chcę się ryczeć, gdy uderza go świadomość jak bardzo cośtam spierdolił.
- EGZAMIN ZACZĄŁ SIĘ O 13 !!! Proszę iść zapytać, ale zostanie Panu tylko 25 min.
Tup, tup
Pobiegłem do sekretariatu.
- Z mojej strony nie ma najmniejszych problemów. Niech Pan powalczy. - wyraził permiszyn Ojciec Dyrektor i tylko zabrakło tego JAGowego motywu muzycznego w tle, aby dopełnić absolutnej pompatyczności tej chwili.
Echh
Ze łzami w oczach i poczuciem dumy w sercu pobiegłem do sali powiedziałem co i jak, po czym zasiadłem do pisania. Rach ciach uwinąłem się z transformacjami. W mgnieniu oka wypełniłem tekst z lukami, po czym z inwencją godną lepszej sprawy począłem wy(z)myślać liczbę mnogą rzeczowników, o których do tej pory nic nie wiem, a konieczności zaznajamiania się z nimi dalej nie rozumiem. Nieco dłużej pomóżdżyłem, przy wyszukiwaniu błędów w zdaniach, ale tu z pomocą przyszła Pani egzaminatorka, która łaskawie podarowała mi dodatkowe 15 minut ! Jakimś cudem uwinąłem się ze wszystkim, zdążyłem porozdawać autografy i opowiedzieć rozentuzjazmowanym grupowiczom o każdym detalu mojej przygody ! Jako, że życie to nie flim, nie było happy endu i mimo walki z całych sił... poległem. Jednak otrzyjcie łzy piękne niewiasty, a wy dzielni mężowie unieście głowy pod niebiosa ! Legenda przetrwa, ludzie zapomną o szczegółach, ja troszkę podkoloryzuje, a Peter Jackson zrobi z tego jakieś Oskarowe dzieło, które uwieczni mą tragiczną postać na, jak sama nazwa wskazuje, wieczność ! Głęboko w to wierze.