the day the world went away
Nawet najrozleglejszy wpis nie jest w stanie oddać tego co przeżyłem, i jak się przeobrażałem w ciągu ostatnich 3 miesięcy, dlatego też dla dobra nas wszystkich wystarczy bym na jakiś czas skupił się na szeroko rozumianej teraźniejszości. W ogóle, jeżeli wziąć pod uwagę jak strasznie podupada konkurencja w staraniach o najważniejszą nagrodę literacką w tym kraju to niewykluczone, że przy odpowiednim wystylizowaniu moich wakacyjnych wspomnień, już za rok dane wam będzie ujrzeć na szklanym ekranie nieobytego z wielkim światem niepozornego młodzieńca, ściskającego prawicę Michnika, pełnego dumy i zadowolenia z faktu, że 100 tysiaków pozwoliło na ograniczenie zniewalania się za granicami do niezbędnego minimum, zastanawiającego się nad tym jak to możliwe, iż udało mu się wbić na salony 40 milionowego kraju w środku Europy, z którego uciekli już chyba wszyscy ludzie przed 30 rokiem życia (może właśnie dlatego ?!), zaś jego znakiem rozpoznawczym będą proste, logiczne, treściwe i lakoniczne konstrukcje zdaniowe, unikające zbędnych ozdobników i tzw. bicia piany, że o niespotykanej poprawności gramatyczno-leksykalno-semantycznej nie wspomne.