Everything has been said before. There's...
| |
Czy jakoś tak. Wydarzenia ostatnich tygodni dawaly mi podstawy by przypuszczać, iż notka z marca o "Dniu świstaka" przejdzie do historii, ale okazuje się, że pętla czasu po prostu zaczęla zataczać troche szersze kręgi, ale i tak nieodpowiednio duże, bym nie zorientowal się, że (jak niedawno uslyszalem z ust pewnego mlodzieńca w bardzo ciekawym programie na tvn "Jarmark Europa) ktoś "wali mnie w chuj". Od jakiegoś czasu każdy tydzień jest taki sam i choć jest to sytuacja o niebo zdrowsza niż powtarzające się dni to będe się usilnie starać by sile ciężkości przenieść np. na jeden miesiąć. W ogóle sekret do życia szczęśliwego tkwi najprawdopodobniej w profesjonalnym oszukiwaniu samego siebie (co z każdym dniem udoskonalam), albo przynajmniej znalezieniu sobie kogoś, kto myśli o świecie tak samo jak my, by to wzajemne trwanie ze sobą nazwać milością. Ja wiem. Każdy ma indywidualne przemyślenia na ten temat i pewnie znalazloby się mase glosów, że odbieram milość w sposób silnie znieksztalcony, albo, że patrze na zagadnienie zbyt pragmatycznie, ale prawda jest taka, że każdy z nas indywidualnie tworzy sobie wlasny obraz tego najlepszego ze Światów, gdzie każda rzecz, każdy stan i każde uczucie rozumuje na swój wlasny indywidualny sposób, ani lepszy, ani gorszy od archetypu. No nieważne. Brzmie jak jakiś niewydarzony poradnik dla samotnych serc, chcialem tylko wyrzucić z siebie obawy i lęki związane z ostatnimi wydarzeniami, tak by w pogodzie ducha i spokoju sumienia rozpocząć kolejne zmagania z prozą życia. Wielkie dzięki kochany pamiętniczku. |