• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

kontestator

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
28 29 30 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 01

Kategorie postów

  • kino-muzyka-sport (1)
  • ulubione (12)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Luty 2024
  • Styczeń 2024
  • Listopad 2010
  • Październik 2010
  • Kwiecień 2010
  • Grudzień 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003
  • Sierpień 2003
  • Lipiec 2003
  • Czerwiec 2003
  • Maj 2003
  • Kwiecień 2003
  • Marzec 2003
  • Styczeń 2003
  • Grudzień 2002

Archiwum grudzień 2005, strona 1

< 1 2 3 4 >

Starfuckers INC.

Straszna zima zawitała na Śląsk, z tego też powodu pora zamienić cotygodniowe spotkania przy piwku, na coś bardziej rozgrzewającego. Zakupiony w Tesco szejker i reszta ekwipunku do mieszania,  pozwalają mi na zrobienie już 3, tyleż wieloznacznych w nazwie co przepysznych dla podniebienia koktajli ;  „Sex on the beach”; „Mimosa” tudzież     „Strawberry kiss”. Mimo tych wszystkich możliwości jakie stwarza mi moja nowa sytuacja życiowa, towarzystwo,  uznało, że Żołądkowa + zakąska w zupełności wystarczą. W sumie mnie też pasi. Przyjemnego wieczoru wszystkim.

16 grudnia 2005   Komentarze (5)

Panie K. tam się tego nie wsadza...

Wiedziałem, że by wytrwać w swoim postanowieniu, nadejdzie moment kiedy będę się musiał wykpić, ale z drugiej strony bądźmy szczerzy ; co ciekawego może się wydarzyć w czwartek ?!! Z tego też tytułu, dziś tylko krótki żarcik, który zrobił mój dzień..

 

 

Wraca facet do domu i od progu krzyczy:
- Jeeeesssst! Wygrałem w lotto! Jest! Udało się! Sześć!!! Szóstkaaa!!! - wydziera się zadowolony z siebie. W pewnym momencie patrzy, a żona siedzi smutna i płacze.
- Co się stało? - pyta.
Na to żona:
- Mama mi dziś umarła. Twoja teściowa nie żyje...
Facet (po chwilowej konsternacji) :

- JEEEEST ! KURWAAAA ! KUMULACJA !!!

15 grudnia 2005   Komentarze (3)

Więc głowa do góry, gdy dzień wstaje...

 

Ten fach barmana chyba nie będzie tak sielankowy i ekskluzywny jak mi się to jawiło wczoraj, ale i tak w to wchodzę. Każda chwila, której nie muszę spędzać sam ze sobą to mimo wszystko spory plus, a i nowych polskich złotówek nigdy za wiele. Ekscytacja i pozytywne wibracje nie mogły oczywiście trwać wiecznie, jednak spore już zmęczenie i nadmiar realnych zobowiązań nie pozwala na zbyt głębokie, merytorycznie wątpliwe i całościowo raczej przykre refleksje o sobie samym. Dzięki Ci Boże za Kazika Staszewskiego.

 

14 grudnia 2005   Komentarze (3)

When the going gets tough the tough gets...

Jakby mało mi było zajęć i zobowiązań, postanowiłem jeszcze zrobić się na barmana. Tu oprócz chciwości (ponoć w Polsce każdy barman zarabia 2 razy więcej na napiwkach niż za samą pensję podstawową) zadecydowały względy towarzysko-rozrywkowe, i co tu dużo mówić prestiż jakim cieszy się młodzieniec potrafiący zaserwować Martini na 8 sposobów albo zrobić z Tequilą coś więcej niż tzw. szota. Jeśli tylko przejdę test z wiedzy teoretycznej, będę w stanie przyrządzić dobrego trunka, ubiorę białą koszulę, przytnę kudły i będę się w miarę często uśmiechał to dadzą mnie na weekendy do nowo otwieranego katowickiego lokalu w którym za piwo trzeba płacić w banknocie, drinki i koktajle mają minimum 3 składniki, a stałe pracownice wyglądają jak z okładki Twojego Stylu (tzn. jeśli chodzi o najnowszą okładke Twojego Stylu to wygląd tych pracownic odnosi się tylko i wyłącznie do córki Kaczyńskiego). Zabawne jak 72 godziny mogą zmienić człowieka. TKJ !

13 grudnia 2005   Komentarze (4)

Whats My Age Again?

Oczywiście poszedłem spać, i oczywiście zaspałem. Ale to miał się okazać jedyny niefart w tym dniu. Zbudzony o 8:45, zerwałem się na równe nogi i zamiast tradycyjnej godziny z hakiem – poranny rytuał wybudzania się, doprowadzania do stanu używalności i konsumpcja czegokolwiek zajęły mi 15 minut. I tak za dużo by zdążyć na czas. Ok. 9:30 zjawiłem się, i już od progu dobre wiadomości, spóźniłem się tylko 30 min, gdyż źle spisałem godziny otwarcia, co więcej jako jedyny znam angielski na poziomie umożliwiającym konwersacje przez telefon, więc już o 10 negocjowałem z jakąś kobietą z Liverpoolu, warunki transportu polisz workers do old pipyl hauzes. Co mogłem to załatwiłem. Nowi pracodawcy powiedzieli, że jestem niezły. Podziękowałem, po czym rozpocząłem proces walki z poważnymi mdłościami (jak się miało później okazać zawinił MegaBurger z budy). Walki, dodajmy nierównej, gdyż nie dalej jak po 11 wylądowałem w firmowej toalecie, a konkretniej z głową w muszli klozetowej (bynajmniej nie z powodu mobbingu czy innych form znęcania się przełożonych nad wyrobnikiem), oczyszczając trzewia ze zmielonego mięsa, zgniłego ogórka, wyschłej papryki i wszystkich innych dodatków, o których tak naprawdę nikt z Was nie chciałby tutaj czytać. Po tym jakże osobliwym "catharsis" wróciłem do dalszej kuracji za biurkiem (tylko biurkiem, gdyż jako spóźnialski, nie załapałem się na żadne z komputerowych stanowisk). Hektolitry gorącej herbaty, wypełnianie ankiet, i poważne rozmowy o życiowych sprawach z panią Basią doprowadziły mnie do stanu używalności, a fakt, że robota z dzisiaj idzie na jutro to jakby problem natury zbyt błahej, by zbyt długo się nad nią rozwodzić.  O 12 wybyłem do koledżu, gdzie okazało się, iż zaliczyłem wszystkie kolokwia, a zajęcia ze smutnej jak moherowe berety gramatyki mogłem ominąć, gdyż pomagałem wnosić, zajebiście ciężkie paczki ze świątecznymi łakociami dla profesorów, za co dostałem czekoladę marki Goplana i kawę model Tchibo (pomińmy milczeniem, iż wraz z resztą – jakże nielicznej w ikstrimli silnie sfeminizofanej placówce - męskiej reprezentacji staliśmy się także pupilami dyrekcji). Ostatnie i najważniejsze, kadrowicze się postarali i kosztem 0,7 l Baileys’a zdobyli i złożyli zaświadczenie, niezbędne do rozpoczęcia drugiej połowy meczu z Brazylią. To był dobry dzień.

12 grudnia 2005   Komentarze (7)
< 1 2 3 4 >
Kontestator | Blogi