The Bitter Sweet Symphony
Dawno, dawno temu w odleglej galaktyce... Krajobraz za oknem zdaje się coraz bardziej uwiosenniać, a nastrój przygnębiania i otępienia tak jakby na chwilke dokądś uleciał. Szykują się wielkie zmiany, o których na razie Sza!, bo zauważyłem, że ilekroć pisałem o czymś ważnym co miało nadejść to najczęściej "to coś" wydarzało się nigdy, a w tym przypadku interesowała by mnie jednak jakaś bardziej konkretna data. W koledźu nic nowego, w relacjach towarzysko-spolecznych też niekoniecznie (pomijam fakt, iż o tym drugim to ja właściwie w ogóle tu nie pisze, ale z drugiej strony właśnie dlatego tak bardzo lubie swojego blogusia), w finansach dziura jakniewiemco, ale jako, że przywykłem do stanu pernamentnego deficytu, to nawet mnie to specjalnie nie rusza, że w wieku 21 (rocznikowo to nawet 22 !) lat rzadko kiedy mam w kieszeni więcej niż 5 zł. Z życia blogowego. Z żalem obserwuje zjawisko niezwykle niskiej aktywności tzw. "blogowych elit", co sprawia, że moje i tak już wielkie znudzenie osiąga czasami stany krytyczne, co w obliczu opisanej wcześniej beznadzieji mojego istnienia grozi różnego rodzaju "aktywnościami" z mojej strony (np. zapisze się do Baru V, Trzech serc, albo innego programu dla młodej inteligencji, który to program pomoże mi lepiej poznać samego siebie i da szanse na zwiększenie i tak już przecież niemałej popularności). Już mi się nie chce pisać...