Też się dzisiaj nie wyłamię i podobnie jak wiele moich blogowych sióstr porozpływam się troszku nad tym, co za oknem, bo jeszcze bardziej uświadamia mi to, że jestem skrajnym meteopatą, który po prostu urodził się pod złą szerokością geograficzną, ale jak tylko, w bólu, znoju i trudzie, uzyskam tego nieszczęsnego licencjata z literatury angielskiej, to postaram się naprawić tą - wielce nieuzasadnioną - nieuczciwość losu. Planowana, kolejna roczna przerwa od jakichkolwiek zobowiązań edukacyjnych, czy rozwijających karierę aktywności, będzie miała na celu zapewnienie mi intensywnego nasłoneczniania oraz podziwiania skąpo odzianych przedstawicielek płci przeciwnej(sam nie wiem, dlaczego coraz częściej mam wrażenie, że na typ etapie mojego życia, tylko patrzenie mi pozostało) przez 12 miesięcy w roku, a jako, że ciągle nie dorobiłem się przytulnego lokum na Mauritiusie, czy innych Hawajach to przyjdzie mi wybierać między staniem za barem w 5 gwiazdkowym hotelu na Cyprze, lub obsługiwaniem majętnych emerytów na statkach pasażerskich, pływających po Morzu Śródziemnym, albo Karaibach. Termin "wybierać" jest pewnym nadużyciem, jako że do tej pory ograniczyłem się tylko do umówienia na spotkania z pracodawcami i wysłania powalającego na kolana CV, z nie mniej efektownym zdjęciem mego uroczego lica, ale mając na uwadze, że już dawno nie czułem się tak mocny psychicznie i wierzący we własne możliwości, to nie dopuszczam do siebie innego rozwiązania jak epicka bitwa gigantów przemysłu turystycznego o możliwość korzystania z moich usług.