Na ulicach... cicho-sza ! Na chodnikach......
W rękach, w głowach... Od jakiejś godziny nieprzerwalnie słucham sobie Grzegorza T. i jego najlepszej (moim nieskromnym zdaniem) kompozycji. Na biurku leżą jakieś ksera z filozofii, o tym czym jest prawda, o kryterium prawdy, o sporze o źródło poznania, o przedmiot poznania i inne pojęcia, których prawdziwość (bądź nieprawdziwość ?!), równie łatwo zweryfikować, co dokonać dekomunizacji wewnątrz III RP - od jutra się ucze. W ustach, w oczach... Ostro wczoraj popiłem (dowodem na to jak bardzo niech będzie fakt, iż wróciłem do domu w nie swoim płaszczu przyp. kontestator) i doszedłem do smutnej konstatacji, że alkohol pozostał jednym z ostatnich stymulantów, na tym najlepszym z padołów, który potrafi wprawić mnie w dobry nastrój i uczynić otoczenie jakby bardziej przyswajalnym. Jak wszyscy dobrze wiemy, im lepszy humor podczas "konsumcji" tym trudniejszy do przejścia "kryzys dnia następnego" - od jutra nie pije ! Tu cicho-sza ! Tam cicho-sza ! I w ogóle nic ni ma ! Wiosna to czy lato, jesień, albo zima. Dziękuje, nie jestem głodny...