Żarcie z mikrofali zabija szybciej niż...
Nie zrobiłem niczego głupiego we środę, nie zjadłem też przeterminowanych pączków we czwartek, zatem w spokoju mogę przygotować się na weekendowe szaleństwo z pracą licencjacką i walkę o uzyskanie 6 zaliczeń z przedmiotów tak banalnych, że aż mi się nie chcę na nie tracić choćby odrobiny uwagi (ironią losu byłoby, gdyby mnie wywalono po tym jak po raz pierwszy, w swej krótkiej historii studenta, zdałem wszystkie egzaminy bez konieczności poprawiania). Ogólne osłabienie organizmu pogłębia jakaś zmiana ropna na korzeniu, która boli jak widok Leppera z Giertychem, i która sprawia, że dopiero w poniedziałek antybiotyk pozwoli na to, by można było wyrwać zęba (się nie zdziwcie jak "zacne mieć ploblemy z pisownią"). Jako, że gehenna trwa już prawie 2 tygodnie swoje menu musiałem ograniczyć do tego czego nie trzeba gryźć, siekać i przeżuwać więc powoli źle mi robi widok kubusi, gorących kubków, nudli knorra, czy gołąbków z marketu w ohydnym sosie pomidorowym, zaś gdyby nie czekoladowe mleko w tubie to pewnie już dawno padłbym z wyczerpania, albo innej anemii. Ciężko mi strasznie. Muszę gdzieś wyjechać. Odpocząć.
No jasne, że odpocząć. Zupy zjedz...