Zbyszek, Zbyszek. Kolega z wojska....
Zapowiada się kolejny fascynujący tydzień. Ten ostatni nie był. Kolejny jaskrawy przykład na to, że "ludzkość karmi się tragedią innych". Już po raz 3 dane mi było towarzyszyć podczas ostatniej drogi koledze z klasy. Po kumplu z podstawówki, który powiesił się na weselu u własnej siostry i drugim, któremu aorta rozsadziła serce na wykładach, przyszedł czas na męża i ojca dwójki dzieci, którego ciało na ulicach Bratysławy znalazła Słowacka policja 1 dnia roku Pańskiego 2007. Uroczystości pogrzebowe stały się nieformalnym zjazdem absolwentów mojego liceum. Tyleż mówiło się o przyczynach śmierci nieszczęśnika co o własnych problemach, osiągnięciach i planach na przyszłość. Generalna konkluzja była taka, iż w moim wieku już sam fakt przetrwania może być całkiem sporym osiągnięciem, a nie wpadnięcie w sidła jakiegokolwiek uzależnienia, ktoś bliski przy boku i posiadanie środków na utrzymanie to już prawdziwy dar od losu. Jakoś mało to pocieszające. Oh Lord, won't you buy me a Mercedes Benz ?!