Oh captain, my captain...
Poza wspomnianym w 2 ostatnich wpisach highlitem weekend upłynął mi pod znakiem lania w mordę trunków wysokoprocentowych w miejscach mniej lub bardziej publicznych, zarówno sobie jak i każdemu kto tylko dysponował odpowiednimi zasobami finansowymi. Pomimo jasno określonych zasad niektórzy starali się używać alternatywnych środków płatniczych. "Postaw mi piwo, a ja ci postawie coś innego”, było drugą niemoralną (jednakże dużo mniej efektowną by poświęcać jej osobny wpis) ofertą złożoną mojej uroczej osobie przez przedstawicielkę płci przeciwnej, która (wg przysłuchujących się starszych kolegów po fachu) reprezentowała również najstarszy zawód świata. Z propozycji nie skorzystałem (sory Dolores jestem zbyt młody i zbyt przystojny żeby za to płacić !!), ale i tak strach pomyśleć jak nisko mogę upaść, kiedy rodzicielka wyjedzie krawcowywać do Anglii, zostawiając pod moją opieką dobytek życia. Się żyje...