Tak jak Bolek i Lolek, Tytus, Romek i A'tomek,...
Dzień zbliżał się ku końcowi, a ciemna strona osobowości (jak każe jesienno-depresyjna tradycja) poczęła ujawniać swe plugawe oblicze. Poczucie postmodernistycznej pustki i przepakowywania tego samego towaru w inne sreberka, zaczyna już chyba wszystkim wychodzić bokiem. Jeszcze chyba nigdy, nie było tak, że wszystko co nowe było tak bardzo podobne do tego co stare, a świat rozumu chyba nigdy tak skrajnie nie wgniatał w ziemie tego emocjonalnego. Program komputerowy do pisania hitowych piosenek, internetowe konkursy wyławiające mistrzów literatury, nowe dzieła filmowe inspirowene starymi dziełami, dla których największym komplementem może być porównanie do czegokolwiek "kultowego" (nie dość, że termin ten trzeba już zacząć pisać w cudzysłowiu, to jego jednoznaczeność i konkretność można obecnie porównać do "wytegować"). Nie mam pojęcia czy na zwalczenie w sobie tego stanu świadomości jest jakaś cudowna pigułka ?!Pewnie tak. W końcu rozum już dawno zdołał sobie zdefiniować każdy przypadek (a kto powiedział, że to był przypadek ?!), i tak naprawde nic już nie może być dziwne, niezrozumiałe czy nieokreślone. To co kiedyś można sobie było omówić w wielogodzinnej, nocnej, egzystencjalno-transcendentalnej (no, takiej "życiowej") rozmowie z kimś bliskim, dziś dużo lepiej i kompletniej jest w stanie wyłożyć psycholog, socjolog czy inny ekspert od ludzkej osobowości. Trudno to zresztą jakoś jednoznacznie besztać. Sam mam wrażenie, że ludzie mnie otaczający to jednostki w pelni przewidywalne, przerysowane, jednoznacznie określone i niezdolne do jakiegokolwiek manewru wykraczającego poza określoną sfere życia. Zdefiniowani w książkach, podręcznikach i innych skryptach przytłoczeni przez naukowe definicje które zdają się mówić o nich precyzyjniej i dokładniej niż oni sami kiedykolwiek powiedzą o sobie.
A propo samego siebie...
Idea kontestacji, anarchii, czy szeroko rozumianego buntu przestała być reakcją odwrotną do tego co przyjęte za ogólnie panującą normę, standard i panujący trend a pozostała już tylko kolejnym głosem w powodzi przypadkowych (a jednocześnie do bólu przewidywalnych, taki paradoksik) zlepek słów i nicnieznaczących gestów tworzących współczesną rzeczywistość. W tej sytuacji, zamieszki we Francji rodzą podejrzenia, iż będąc w analogicznej sytuacji najpewniej przyłączyłbym się do rozsierdzonych chord sfrustrowanych imigrantów z jakichś afrykańskich krajów (nazw nie pamiętam, zresztą tam co chwila powstają jakieś nowe państwa). W przeciwieństwie do nich, nie po to aby ktoś zwrócił uwage na moje nieszczęście bezrobotnego imigranta, prześladowanego murzyna, czy niezrozumianego araba. Zrobiłbym to w akcie desperackiego poszukiwania stanu, którego jeszcze nie zaznałem, i który choćby na chwile dał mi możliwość pomyślenia o tym, że może istnieć jeszcze coś w co będe chciał zaangażować się w 100%, odczuwając satysfakcje wynikła z zaspokojenia, tudzież gorycz porażki. Którakolwiek opcja, jakiekolwiek rozwiązanie miała by wystąpić, jest to nieskończenie lepsze niż stan skrajnego nieodczuwania i poczucia obojętności na otaczającą rzeczywistość.
Alternatywna wersja powyższej notki, w pełni oddająca jej sens :
Nudno, kurwa.