You and I have unfinished business !
Najbardziej intensywny rok mojego życia mam już chyba za sobą, choć z drugiej strony trudno wysuwac ostateczne wnioski na ten najblizszy, skoro o moim powrocie do Polski glosno bylo we wszystkich serwisach informacyjnych, a dzien pozniej w praktycznie kazdej gazecie. Co prawda, zamiast : "Konti znów w kraju" ; "Powrót Cudownego Dziecka Polskiego Internetu" czy "Bytom się doczekał" było o tym, iż mój środek transporu wylądował gdzieś w rowie pod Cottbus, 14 osób zostało rannych (zaniepokojonych wielbicieli uspokajam, iż poza drobnymi odłamkami szkła w nogach i potłuczonymi żebrami wyszedłem z kraksy bez szwanku), i że Sinbad (taki konkurencyjny polski przewoźnik autokarowy) nam nie pomógł, to i tak można mówić o znacznym zintensyfikowaniu stylu życia i ogólnie pojętej społecznej aktywności. Światopogląd, kierunki życiowe czy określone priorytety jakośtam mi się tam specjalnie nie zmieniły (bo ja z natury mało wrażliwy jestem), jednak nie sposób nie docenic faktu, iż równie dobrze mógłbym teraz gdzieśtam rozkładać się na pokarm dla robactwa, tudzież przez reszte życia konsumować tylko płyny wsysane przez taką malutką rurke przypięta do żyły (jeżeli ktoś uzna, że dramatyzuje to pewnie ma racje, ale miej w pamięci drogi czytelniku, że to nie ty musiałeś wydostawać się z obróconego o 90 stopni pojazdu, pełnego rozhisteryzowanej tłuszczy, która podzielila się na tych co deptali tudzież byli deptani, (poza mną oczywiście, gdyż jako odmieniec nie bacząc na ryzyko wybuchu (paliwo nam wyciekło) postanowiłem poczekać, aż chołota się wygramoli, po czym wykazując się wielkim męstwem i odwagą wybiłem szybe od strony, odwrotnej do tej, z której uciekała cała reszta i bohatersko spierdoliem na bezpieczna odleglosc). O innych sprawach napisze w najbliższej przyszłości (tzn, jak juz kazdemu opowiem o wypadku), tymczasem rozkoszując się pierwszym - od czasu poawrotu - dniem bycia on-line ściągne se całą dyskografie NIN. SERWUS !