Niczeeeeegooooo nie bęęęęęęęęędzieeee...
Ostatni tydzień w Polsce. Tak, tak kochani. W sumie gdyby nie poprawki to już od 3 miesięcy bym tam siedział, ale mając świadomość jak wiele pracy i wyrzeczeń moją matke kosztowało utrzymanie mnie w tym roku to zwyczajnie nie miałbym serca by - ot tak - puścić z dymem (swoją drogą nie wiem czy pisałem Wam o tym, że pod wieloma względami moj życiorys przypomina straszliwie historie Leszka M. tj. syn samotnej szwaczki wychowywany w robotniczej dzielincy dużego miasta, ciekawe czy też skończe tak jak pan premier ?!) na koszt zarabiającej niewiele ponad najniższą krajową rodzicielki. Może wróce, może nie. Mostów nie pale, ale głowy nie dam czy dane mi będzie przechodzić przez wiele z nich kiedykolwiek w przyszłości. Z perspektywy bloga, tak naprawde widać tylko jakiś niewyraźny fragment czyjejś rzeczywistości, a to i tak najczęściej silnie zsubiektywizowany przez osobiste doświadczenia autora. Dystans jakiego z każdym dniem nabieram do życia tu i teraz, każe mi przed samym sobą (za to na forum publicznym !) stanąć oko w oko, z okrutną rzeczywistością i przyznać, że od 3 lat życie ucieka mi przez palce, a ja coraz silniej zatracam się nastrojach dekadenckich, które jednak nie mając absolutnie nic wspólnego z czymkolwiek wzniosłym, lub w jakikolwiek sposób głębokim. Straszliwie zoobojętniałem na wszystko dookoła i nie jestem w stanie zmotywować się do jakiekolwiek formy aktywności, która w ten czy inny sposób czyniła by mnie wartościowszym człowiekiem. Bliższe relacje z płcią piękną są cokolwiek rzadkie (delikatnie rzecz ujmując), a z kumplami to - jakoś sensowniej - mogę pogadać najwyżej po paru głębszych, a i tak nie mam żadnej pewności czy spotkanie nie zakończy się na wzajemnej wymianie uszczypliwości i złośliwości, o kalibrze daleko wykraczającym poza moją i ich (bardzo, bardzo) daleko posuniętą tolerancje dla tego typu zachowań. Mama w sumie się cieszy, (bo ileż to tysięcy razy pytała o to czy mam zamiar z nią mieszkać do końca życia ?!) ale im bliżej wyjazdu tym silniej przebąkuje coś o tym, że smutno będzie beze mnie. To w sumie naturalne. Ja za to czuje się troche jah Homer Simpson w jednym z odcinków, w którym zjadł jakąś zatrutą rybe i miało mu zostać kilka dni życia. Znaczy się mam wszystko i wszystkich w głębokim poważaniu, a także wcale, a wcale nie przejmuje się konsekwencjami społeczno-towarzyskimi różnego rodzaju zachowań (kto tam będzie po roku pamiętał ?!). O tak Marcysiu ! Można powiedzieć, że to pewien rodzaj wolności. Taki troche prymitywny i objawiający się dość sztampowo (ja znikam, a wy tkwijcie w tym gównie, hehehe), ale nie sposób nie przyznać, że na krótką mete przynosi ona pewien spokój wewnętrzny, którego od bardzo dawna mi brakowało. Już z całą pewnością mogę powiedzieć, ze od 12 października zacznie się dla mnie zupełnie nowy rozdział życia i choć nie czuje w związku z tym jakiegoś wielkiego podniecenia to wiem, że szanse na to, iż będzie z tego coś dobrego są nieskończenie większe niż te jakie miałbym pozostając w Bytomiu. Dokąd, dlaczego, i co będe tam robił to Wam napisze jak już będe na miejscu, ale mam nadzieje, że będzie to zmiana na lepsze, i że stanie się to przyczynkiem do zamieszczania równie lepszych histoii "z życia wziętych". To tyle.