Moja Mała Schizofrenia - w nowym, Świątecznym...
Wrodzona grzeczność nie pozwala mi na pozostanie obojętnym wobec Wielkanocnej aktywności, a z drugiej strony nie mniej wrodzona "ekskluzywność" nie pozwala na wymyślenie czegoś bardziej twórczego (mając też na uwadze fakt, że świadom jestem tego, że nikt nie przebije wczorajszej laurki Sanga) czy inspirującego, dlatego też bez ogródek i zbędnych ozdobników przejde do sedna sprawy, którym są życzenia, brzmiące tak samo jak inne, ale będące tak wyjątkowe jak wyjątkowy jest każdy z nas, a zwłaszcza ja ! Dodam jeszcze, że chyba jako ostatni obywatel III RP obejrzałem wczoraj Pasję i choć nie zmieniła ona mego światopoglądu to - przynajmniej dzisiaj - pragnąłbym stać się lepszym człowiekiem, a przynajmniej być lepszym w sprawianiu pozorów bycia lepszym, gdyż jak wszyscy dobrze wiemy, a jak mawiają Angole i Jankesi "nothing is as it seems", a jeśli nawet nie wiemy to i tak prędzej czy później tego stanu świadomości doświadczymy, ale mając na uwadze fakt, że nastał wielce radosny czas obżarstwa itp. to proponuje, aby odrzucić na tą chwile rozważania natury egzystencjalnej i skupić się na nieco bardziej wysublimowanej formie wegetacji polegającej na napychaniu sobie żołądka tylko tym co nam smakuje i choć już nie wiem o czym jeszcze pisać, to jeszcze nie przestane, gdyż przypuszczam, że w czasie Świąt nudzicie się nie mniej niż ja i wiem, że w takiej sytuacji czytanie nawet najbardziej bezsnesownych wynurzeń potrafi być zajmujące (gdyby się zdarzyło, że macie coś w planach to po prostu to skomentujcie i nie czytajcie dalej, gdyż reszta notki będzie utrzymana w podobnym tonie i najprawdopodobniej nie wniesie niczego nowego w wasze życie wewnętrzne czy sposób postrzegania rzeczywistości (co najwyżej - podobnie jak w poslance Blochowiak - ograniczy wasze zdolności poznawcze), a tylko poda w jeszcze większą wątpliwość Waszą wiare w gatunek ludzki, który to gatunek idealny nie jest, ale jest jedynym, z którym obcowanie może Wam dać rozkosz fizyczną, a nawet jeśli nie są jedynymi to są jedynymi, o których będziecie mogli opowiedzieć innym homo sapiens bez narażania się na podejrzenia o bycie zwierzojebcą tudzież innym sodomistą, napiętnowanym przez okoliczne towarzystwo i odrzuconym przez społeczeństwo, koniec nawiasu). Ale ja nie o świnstwach chciałem ! Nurtuje mnie kwestia powiedziałbym, nie mniej kontrowersyjna, ale jednak inna, a konkretniej kwestia wulgaryzowania wypowiedzi czy nadawaniu jej charakteru obscenicznego dla osiągnięcia konkretnego efektu psychologicznego (coś czuje, że tak zatytuluje swoją ewentualną prace magisterską !)! No więc kiedyś wydawało mi się, iż stosowanie tego rodzaju rozwiązań stylistycznych zarezerwowane jest dla małowyedukowanych indywiduów, którzy przekleństwa stosują jako ekwiwalenty słów, których w danym momencie im brakuje, by stworzyć pełne (albo przynajmniej udające takowe) zdanie, ewentualnie, zastępowały przecinki w opowieściach o tym jak to : poseksiłem, skonsumowałem, wydalilem, ale odkryłem niedawno, że na pewnym etapie rozwoju intelektualno-emocjonalnego, wulgaryzmy są często ostatnim (jedynym ?) sposobem na to, by właściwie zaakcentować najważniejsze kwestie naszego przesłania i dodać wypowiedzi tzw. "mięsa", co może w teorii brzmi malo przekonywująco, ale w praktyce sprawdza się znakomicie. W zamyśle, ten problem miał być nieco bardziej rozwinięty, ale pomyślałem sobie, że jako nieprzeciętne bystrzaki (a jeśli jesteś bystrzakiem to zgloś się do "Dzieciaków z klasą" przyp. Martyna Wojciechowska !) dopowiecie sobie resztę, poza tym późno już, a wbrew pozorom, rozwijanie tego wątku pochłania spore pokłady mojego topniejącego potencjalu intelektualnego. Teraz to już naprawde nie wiem co pisać. Wesołych !