The frayed ends of sanity...
Mógłbym napisać coś o Juewnaliach w Katowicach, coś o koncercie Pidżamy Porno, coś o wytarzaniu się w błocie, które obficie pokryło całą moją warstwe wierzchnią podczas wielkiego ubawu w młynie podczas odtwarzania "Twojej generacji", coś o kamieniu trafiającym w gitarzyste Pudelsów, coś o tym co naprawde widze w oczach Renaty Beger, coś faszystach z Zagłębia, którzy mieli ochote uświadomić mnie (i reszte wesołej gromadki, ale pisząc, że tylko mnie czuje się bardziej wyróżniony) czym jest "Mechaniczna pomarańcza" i jaki to genialny twór, i o tym jak jeden z nich napluł mojemu koledze w twarz tylko po to by pokazać reszcie, że on w pełni pojął istote tego "zajebistego cytrusa"* i że on w ogóle zdaje się być jedynym człowiekiem na tym padole, który ma świadomość sensu naszego istnienia ( a właściwie jego bezsensu tyle, że kretyn nie wie, iż każdy kto choć troche się nad tym zastanowił to doskonale zdaje sobie z tego wszystkiego sprawe, a najważniejszą umiejętnością jest właśnie jak najzręczniejsze okłamywanie samego siebie i znajdowanie kolejnych powodów, dla których dobrze jest tutaj trwać). I coś o tym jak się chujowo poczuliśmy, że daliśmy się śmieciom sterroryzować i tylko grzecznie powtarzaliśmy : "Nie chcemy żadnych dymów...", "Spoko stary..." i inne debilne frazesy, które powtarza się w sytuacji, w której się czuje, że jedno nierozsądne słowo mogo w najlepszym razie skończyć się dla nas na urazówce. Mógłbym napisać o tym wszystkim i o jeszcze wielu innych rzeczach, ale nie znajduje powodów, dla których miałbym dzisiaj stukac w klawisze, i odgrzewać stare kotlety (przytoczone wydażenia miały miejsce w czwartek wieczorem), dlatego też nie będzie dzisiaj notki. Postanowione !
* - zajebisty cytrus - zaczerpnięte od 1984, która b. dawno temu też coś wspominala o tej samej lekturze.