Czuje się prawie tak dobrze jak po golu Smolarka z Portugalią na dwa... dwa... DWA ZERO ! (przyp. Szpaku). Wszystko za sprawą wydostania się z bagna tak poważnego, iż resztki przyzwoitości nakazywałyby zachłysnąć się całym tym szambem i czekać na nieuniknione konsekwencje, ale przyzwyczajony do tarzania się w tym co nie zawsze przyjemne dla powierzchowności postanowiłem powalczyć i - przynajmniej chwilowo - udało sie ! Dzień prawdy przeciąnął się, aż do tygodnia a całe zło mojej sytuacji (podobnie jak całe zło tego świata) spowodowane było przez kobietę. Co prawda jedna z przedstawicielek płci pięknej postanowila zlitować się nad moj indolencją metodyczną, dzięki czemu zaliczyłem kolokwium prawdy - ale miało się to okazać miłymi, złego początkami.
- Ja to panu uznam, ale oboje wiemy, że to jest nieuczciwe w stosunku do osób, które poważnie podchodzą do nauki tutaj. - dodała uszczypliwie, wpisując zaliczenie do indeksu, ja zaś przytaknąłem bezmyślnie i grzecznie podziękowałem, skrycie napawając się kolejnym sukcesem na mej drodze do wyższego wykształcenia.
Później miała być formalność tj. spotkanie z obserwatorem i przekazanie mu dokumentacji rozwoju mojej kariery zawodowej tj. dzienniczka praktyk. Jak łatwo się domyślić, patologiczne lenistwo nie pozwoliło mi na odbębnienie wszystkich wymaganych godzin (z wymaganych 120 zrobiłem nieco ponad 60), postanowiłem więc podopisywać sobię co nieco tu i ówdzie, niezwykle precyzyjnie podrabiając podpis tych i owych. Cały plan zaś dokładnie przemyślałem. Spotkanie z obserwatorem odbyło się przy okazji kontroli koleżanki z grupy, zaś ja wpadłem do gimnazjum niby przy okazji coby załatwić wszystkie formalności. Podrobiony podpis również nie był dziełem przypadku, gdyż wybrałem nauczycielkę, która akurat wysłana została na matury do pobliskiego liceum, więc odpadło ryzyko bezpośredniego kontaku obserwatora z wyżej wymienioną. Co prawda przy sprawdzaniu opisu lekcji troche się zdziwił, że wg. tego co napisane zdarzało mi się pracować z trudną młodzieżą nawet i po 7 godzin dziennie, ale ze śmiertelnie poważną miną odpaliłem, że "czasem trzeba się poświęcić" i zadowolony z siebie począłem robić plany na przekonywanie promotora do wzięcia przykładu z pani z metodyki i pana obserwatora i umożliwić mi zamknięcie semestru zimowego. Niedoczekanie. Gdy już wszystko zmierzało do szczęśliwego finału obserwator postanowił zaczepić nauczycielkę u której praktykuje koleżanka.
- Pani Basiu, czy Tomek mógłby dzisiaj zrobić u pani jeszcze 4 godziny, to będe mu mógł od razu zaliczyć cały rok ?
- Yyyyy... Dzisiaj nie bardzo mogę, mam zaraz ważne spotkanie w pracy - począłem nieudolnie zmyślać na poczekaniu.
- To pan ma jeszcze czas na prace ?! - z nieukrywanym podziwem zapytał obserwator, ale nie zdążyłem odpowiedzieć, bo 'zła kobieta' przejęła inicjatywę.
- Jak to cały rok ?! Nie widziałam go chyba od miesiąca ! Proszę zobaczyć. Ja tutaj prowadzę wykaz ich obecności. O ! Widzi pan ?! Ostatnio był przed Świętami Wielkanocnymi ! Tutaj już wszyscy praktykanci są na finiszu, a on jeszcze do połowy nie dociągnął !
W tym momencie wszystko potoczyło się błyskawicznie i trochę jak w złym śnie. Tj. nie bardzo wierzysz, że to coś dzieje się naprawdę, ale na wszelki wypadek jednak próbujesz się obudzić. Nie tym razem. Najchętniej zrobiłbym coś bardzo nieestetycznego swojemu oprawcy, gdyby nie fakt, iż aby przyniosło to oczekiwany rezultat musiał bym przy okazji wyrżnąć cały skład pokoju nauczycielskiego, a to w tym momencie przerastało moje możliwości. Popatrzyłem więc tylko na panią Basię jakbym chciał powiedzieć : 'Wiem gdzie mieszkasz głupia psito !' ale jako, że nie byłem w posiadaniu tej jakże cennej informacji to chyba nie byłem wystarczająco przekonywujący, by ta przeprosiła i szybko wycofała się ze stawianych mi zarzutów. Obserwator zdrowo się wkurwił, tym że dał się tak łatwo oszukać.
- Panie Tomku. Co to ma znaczyć ?!
- Eeeee.... - wycedziłem elokwentnie
- Zaraz wracam do kolegium i będziemy musieli pomyśleć nad postępowaniem dyscyplinarnym. Prosze się jutro zgłosić w Kolegium o 13. Dowidzenia
- Dowidzenia - odpowiedziałem jakbym nie mógł się już doczekać. Po czym spakowałem swoje rzeczy. Narzuciłem kurtkę i ostentacyjnie pierdolnąłem drzwiami.
CDN, bo mi autobus na Igry ucieknie
przepraszam ale nie mogłam ze śmiechu :) ja bym uderzyła w grubą skurche - wiesz łzy, łamiący się głos, jakaś smierć w rodzinie - ale to chyba tak Tobie nie wyjdzie na zdrowie.. chociaż...
Ups =).
Nie masz jeszcze tak źle, ja podrobiłam w indeksie podpis jakiegoś wielebnego. Sie zorientował i chciał mnie ekskomuniką obrzucić, na stos! Musiałam się uczyć religii i szorować ławki. Boziu kochana!
Dodaj komentarz