Jeżeli nie roześlesz linka do tej notki...
Pewien misjonarz był z misją humanitarną w Afryce. Któregoś dnia spacerując po dżungli zauważył leżącego słonia. Podszedł i zobaczył, że jest on ranny w nogę. Zrobiło mu się go żal i postanowił się nim zaopiekować. Przez wiele dni nieustannie zmieniał opatrunki i czuwał nad jego zdrowiem. Pewnego dnia słoń wreszcie wstał i popatrzył na swojego ratownika z umiłowaniem, jakby chciał powiedzieć "dziękuję", potem odszedł. Odwrócił się jeszcze raz, jakby chciał powiedzieć "do widzenia" i zniknął wśród drzew. "Ciekawe czy go jeszcze kiedykolwiek zobaczę?!' pomyślał ratownik.
Kilka lat później ten sam misjonarz wybrał się do cyrku. Występowały tam różne zwierzęta, ale jego uwagę zwrócił słoń, który patrzył na niego niemal dokładnie w ten sam sposób jak ten z dżungli.
"Czyżby to on ?" pomyślał "nie to niemożliwe, ale przecież jest do tamtego taki podobny!".
Po występie podszedł jednak do niego, spojrzał łagodnie w jego wielkie, spokojne oczy i pogłaskał lekko za uchem. Misjonarz czuł jak wielka radość rozpiera go od środka, ale wlaśnie wtedy słoń chwycił go trąbą za nogę i trzasnął kilka razy o podłogę zmieniając ciało misjonarza w krwawe ścierwo. Okazało się, że to nie był ten słoń...
Dodaj komentarz